poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Ostatni koszmar Wesa Cravena

 Dzień dobry. Nie pisałem tyle czasu, że sam nie wiem, czy jest sens nadal prowadzić tego bloga. Ale dzisiejszy wpis nie jest zabawny, oj nie. Co prawda poprzednie też nie były, ale chociaż się starałem


Zmarł Wes Craven. Nie będę teraz pisał, jakim to byłem wielkim fanem, że oglądałem jego filmy kilka razy dziennie i masturbowałem się do jego zdjęć. Jednak doceniam jego wkład w horror ogółem. To człowiek, który zmienił bieg slasherów. Najpierw z zabójcy, do tej pory zwykle milczącego i bezpłciowego zrobił ironicznego, zabawnego antagonistę. A potem, gdy już myśleliśmy, że skończy jak Carpenter, zabawił się konwencją i stworzył świetny „Krzyk”. Ostatnim koszmarem Wesa Cravena okazał się nowotwór mózgu. A jest to skurwiel groźniejszy i straszniejszy niż sam Freddy Krueger. Do widzenia, Wes, tym razem już na zawsze.

Zdjęcie z http://www.robyntwomey.com/

czwartek, 13 sierpnia 2015

Perseidy, True Detective i ISIS

 Dzień dobry! Dawno nic nie pisałem, ale ostatnio jest zbyt gorąco, żeby robić cokolwiek. Zwłaszcza pisać, zbyt duży wysiłek. Fizyczny, bo musisz naciskać klawisze, i intelektualny. Chociaż nie, chyba tylko fizyczny.

Chciałem sobie wczoraj obejrzeć te słynne Perseidy. Jak w zeszłym roku, planowałem rozłożyć kocyk na trawie, założyć słuchawki i delektować się widokiem. Jednak gdy wyszedłem, zadowolony nadchodzącym wydarzeniem, momentalnie zrobiłem się mokry. Nie przez to, żeby był tak podniecający widok. Padał pieprzony deszcz. A jak pada deszcz, to są chmury. A jak są chmury, to nie widać nieba. Jak zwykle mi nie wyszło.

Drugi sezon True Detective nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Mi się nawet podobał, ale hej, to nie był pierwszy sezon! I to jego największa tragedia. Gdyby wyszedł jako osobny serial, ludzie by się pewnie jarali. Chociaż wtedy nie byłby tak popularny.


Isis pokazało państwa, które Państwo Islamskie podbije do 2020 roku. Nie ma wśród nich Polski, co nie dziwi, bo kto by nas chciał. Nawet muzułmanie nie. Nie wiem też, po co im Grecja, bo jak będą musieli spłacać ich długi, to skończą szybko. A w Afryce poumierają przez epidemie. Nie przemyśleli tego, oj nie. Powinni zacząć od Francji, w końcu mogliby to usprawiedliwiać wyzwalaniem mniejszości. مع السّلامة

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Minirecenzje #1

 Dzień dobry. Na dworze wciąż tak gorąco, że nie da się wyjść nawet na chwilę z domu. Mi tam bez różnicy, ja i tak nie wychodzę. Jako że nie mam o czym pisać, postanowiłem wrzucić w jednej notce trzy minirecenzje. Co prawda zazwyczaj wrzucam je na Facebooka  bądź Twittera, ale co tam.

Droga – Cormac McCarthy. Czyli powieść, po którą bym zapewne nie sięgnął, gdyby nie Reading Challenge (nagroda Pulitzera). I raczej bym żałował. Bowiem od początku czujemy, że nie mamy tu do czynienia z kolejnym przeciętnym czytadłem. Język powieści jest oszczędny, brak w nim zarysowanych dialogów i jest bardzo opisowy. Od samego początku zdajemy sobie sprawę, że wędrówka głównych bohaterów jest bezcelowa (bo dokąd można pójść, gdy nic już nie ma?), ale w sytuacjach zagrożenia i tak czujemy napięcie. Powieść nie wyjaśnia nam, co się właściwie stało, przez co jej świat jest nam jeszcze bardziej obcy (co ciekawie kontrastuje z Chłopcem, dla którego nasz świat jest niczym więcej jak opowieścią, być może nieprawdziwą). Gdybym miał się czegoś czepiać, byłyby to zbędne jak dla mnie opisy. Gdy po raz kolejny czytałem o tym, jak Ojciec znajduje coraz to inne przedmioty w opuszczonych domach i zastanawia się, czy mogą się przydać, po czym wraca do syna, czułem znużenie i tylko pobieżnie przeglądałem te fragmenty. Mimo wszystko naprawdę warto sięgnąć po tę książkę.


Nieco mniej zadowolony jestem, jeśli chodzi o Życie Adeli. Francuski film w reżyserii Abdellatifa Kechiche zdobył Złotą Palmę w Cannes za najlepszy film 2013 roku. Do tej pory laureaci tegoż festiwalu rzadko kiedy mnie zawodzili. Życie Adeli miało potencjał być naprawdę dobrym filmem o poznawaniu samego siebie, odkrywaniu swojej seksualności i pierwszych miłościach z tym związanych. Jednak momentami czułem się, jakbym oglądał film porno z nieco lepszą niż zwykle fabułą. Sceny seksu są zbyt częste i zdecydowanie za długie. Wydaje się, że nie służą niczemu innemu niż ukazaniu seksualnych fantazji reżysera (był zresztą jakiś konflikt między nim a aktorkami, właśnie przez te sceny). I nie jestem tu jakimś pruderyjnym moherem, gdyby tak było, nie oglądałbym filmu o lesbijkach. Ale nawet jeśli nie zwrócimy na to uwagi, okaże się, że główna bohaterka jest zwyczajną niedojrzałą nastolatką, nie wie czego chce, zdradza każdego jak leci, a do swojej pierwszej kochanki zamiast miłości czuje chyba zwykłe pożądanie. Nagroda kompletnie niezasłużona.



Ostatnia będzie recenzja Łososia w kawałkach w sosie własnym firmy Graal (tak, naprawdę nie mam o czym pisać). Nie przepadam za łososiem, bo prawie zawsze strasznie smakuje metalem, nie inaczej jest w tym przypadku. Metaliczny posmak nie jest jednak tak mocny, by bardzo przeszkadzać. Dodatkowym plusem jest niewielka ilość kalorii, więc jak ktoś się odchudza jak ja, to może wcinać. Jednak jest trochę za drogi jak za tę jakość, więc generalnie nie polecam.




Na dniach pewnie następne recenzje. A na koniec może zrecenzuję ten wpis: średniej jakości, autor stara się uchodzić za inteligenta, znającego się na tym, co robi, ale mu nie wychodzi. Ostatnia recenzja, która miała być zapewne żartem, bawić może jedynie ludzi z IQ na poziomie karalucha. Nie warto czytać. Do widzienia!