Dzień dobry! Toż to dziś Royal Rumble! I to za 2 godziny! W sumie piszę to tylko dlatego, żeby powiedzieć, że jak ktoś przypadkiem to czyta i przypadkiem będzie oglądał na żywo, to zapraszam na twittera, będę pisał na żywo i takie tam. Do zobaczenia!
[UPDATE]
Nic bym tu już nie pisał, tylko odesłał na twittera, gdyby nie fakt, że WYJEBAŁO MI PRĄD W POŁOWIE GALI! Generalnie naprawdę dobre PPV, a na tle poprzednich kilku niemal wybitne. Był A.J. Styles, był Sami Zyan, a Reigns stracił pas. Totalnie warto zobaczyć.
niedziela, 24 stycznia 2016
sobota, 23 stycznia 2016
Wara od hymnu
Dzień dobry. Sławni ludzie nadal
umierają (niedawno pożegnaliśmy Glenna Freya czy Bogusława
Kaczyńskiego), ale o tym już pisałem, więc dam sobie spokój. Coś
innego ostatnio ludziom głowę zaprząta. A może raczej ktoś.
Ostatnio w sieci dość głośno o
pewnym panu – Jasiu Kapeli. Jakiś tam polski poeta czy pisarz,
ledwo kilka zdań na Wikipedii. A głośno przez jeden filmik.
Zaciekawiony, o co tyle szumu, musiałem to sprawdzić. Włączając,
już zacierałem rączki na myśl o tym, jak kontrowersyjne i
obrazoburcze to będzie. I zostałem rozczarowany. Poważnie, jakaś
głupawa przeróbka hymnu, śpiewana przez czwórkę nie do końca
umiejących śpiewać ludzi, a w komentarzach hejty, jakby wspomniany
wcześniej Kapela wszedł tym wszystkim internautom do domu, zgwałcił
matkę, zamordował ojca, nasrał na dywan i jeszcze zjadł ostatni
kawałek pizzy. A najlepsze jest to, że w tekście nie ma w sumie
nic obraźliwego. Nie znalazłem żadnej zwrotki, która w
jakikolwiek sposób mogłaby kogoś personalnie obrazić. Ale może
ja jestem po prostu debilem, lewakiem i do tego pewnie jeszcze
pedałem. Albo mam dystans do rzeczywistości, sam nie wiem co
gorsze. Ale w sumie to fajnie, że komentarze polskich patriotów są
tak przepełnione nienawiścią. Coś to chyba mówi o tych ludziach.
Albo co gorsza o tym kraju. Do widzenia. Chwała wielkiej Polsce!
piątek, 15 stycznia 2016
Śmierć i muzyka
Dzień dobry! Pogoda w ostatnich
dniach jest tak odrażająca, że człowiek ma ochotę zawinąć się
w kokon i zostać tam do czasu, aż przyjdzie lato. Albo chociaż
wiosna. Chociaż w sumie alergicy się chyba z tym nie zgodzą.
W ostatnim
czasie wystąpiła jakaś dziwna liczba zgonów sławnych ludzi.
Najpierw Lemmy Kilmister, potem David Bowie, zaraz za nim Alan
Rickman, a tu nagle dzisiaj Robert
Banks Stewart (ale on nikogo nie obchodzi, bo nikt go nie zna ;_;). Cyrografy były podpisane, teraz Szatan wziął się za odbiór zapłaty. I
teraz trochę kontrowersji: tak naprawdę zasmuciła mnie tylko
śmierć tego pierwszego. Rickmana znałem tylko z Harrego Pottera, i
jestem daleki od chwalenia jego roli, bo nie przepadam za tą serią
(chociaż książki kiedyś uwielbiałem). Muzyka Bowiego nigdy mi
się nie podobała. Za to Motorhead... Generalnie nie przepadam za
heavy metalem, ale ten zespół zauroczył mnie za pierwszym razem.
Czy to sprawka charakterystycznego, zachrypłego głosu Lemmiego? A
może ich, w porównaniu do innych kapel, dość łagodna muzyka?
Pewnie to wszystko po trochu i jeszcze coś. Pozostało tylko puścić
jak najgłośniej “Ace of spades” i zapomnieć o wszystkim. Mimo
że od śmierci Lemmiego minęły ponad 2 tygodnie. Cytując jeden z
najlepszych powstałych utworów: “Everyone dies to break
somebody's heart”. Moje serce już dostało potężny cios i
następnego może nie wytrzymać. Rob Zombie, żyj jak najdłużej.
A
skoro już przy muzyce jesteśmy, to Kaliber 44 wydaje po wielu
latach czwartą płytę. I na ich temat to ja bym dopiero mógł piać
peany. Ułamek Tarcia to pierwsza rzecz, którą kupuję w preorderze
od lat. Aczkolwiek mam pewne zastrzeżenia:strasznie w tym dużo
nawiązywania do starych numerów, zarówno w tytule płyty, jak i w
pierwszym singlu. Jak cała płyta będzie na tym bazowała, to chyba
ją połamię i potnę się odłamkami. Nie idźcie tą drogą,
panowie. Jednorazowa nostalgia jest super przystawką, ale w za dużej
dawce powoduje jedynie niesmak i niestrawność.
Mocno
muzyczny wpis mi powstał, no cóż. Muzyka jest ludziom potrzebna,
zwłaszcza ostatnio w Polsce. Gdyby nam ją odebrano i kazano
obserwować rzeczywistość, przyniosłoby to więcej samobójstw niż
wydania Cierpień młodego Wertera. Ja, jak wspomniałem, czekam
jeszcze na Ułamek Tarcia. Potem mogę umierać. Do zobaczenia, póki
co.
środa, 6 stycznia 2016
Nowy rok, nowy sezon i wszystko nowe, tylko ja stary
Dzień dobry! Czasem tak człowiek
wejdzie w internet, jak się nudzi. Ja tak sobie wszedłem i dziwnym
trafem zawędrowałem na tego bloga. A tam ostatni wpis 31 sierpnia.
-Jak to tak- myślę sobie – tak dawno nic nie napisałem? Ano nie,
jak widać. Zrobiło mi się żal, że tyle wyświetleń (tak
naprawdę to niedużo, ale dla mnie to są kurwa miliardy) pójdzie
na marne i aż postanowiłem coś napisać. I się trochę
wytłumaczyć.
Niemoc twórcza to straszne monstrum.
Oplata cię swoimi obślizgłymi, zielonkawymi mackami śmierdzącymi
jak przetrawiona fasola i ani się obejrzysz, a tu się okazuje, że
przez ostatnie pół roku nic nie zrobiłeś. Poważnie. Zasiadam
sobie przed komputerem i chcę coś napisać czy komiks zrobić, a
kończę rozmyślając nad losem człowieka po śmierci, Spotify już
dawno nie gra i nadal nic nie jest zrobione. Tak było, musicie mi
uwierzyć. Ktoś po prostu rzucił na mnie klątwę, przez którą
nic nie mogłem zrobić. To na pewno ty, Kishimoto! I tak nie zmienię
zdania.
Jedynym rozwiązaniem, na jakie
wpadłem w sprawie komiksu (jestem średnio inteligentny, więc
wiecie) było narzucenie sobie deadline'u. I tak zrobiłem. Mam czas
do 31 stycznia (obczajcie zapowiedź, jest bardzo średnia). No i do
tej pory zrobiłem 6 komiksów, więc więcej niż przez ostatnie pół
roku. Jest nieźle.
A tak w ogóle to nastał nowy rok,
olaboga. Jak każdy rodowity Polak zrobiłem sobie kilka postanowień,
których i tak nie spełnię:
- Obejrzeć 300 filmów i przeczytać 26 książek (zajebiście ambitne, wiem)
- Nauczyć się montować filmy na czymś bardziej zaawansowanym niż Youtube Editor (jeszcze raz polecam zapowiedź)
- Ogarnąć w końcu swoje ciało, które przestaje przypominać człowieka, a zaczyna Bloba z kosmosu
- Więcej tworzyć, bo to, co ostatnio robiłem, to są kpiny
- No i na koniec, żeby ten nowy rok nie był tak chujowy jak poprzedni. Owszem, to też jest postanowienie. Bowiem samo z siebie nic się nie zmieni. Muszę sam się tym zająć. Pewnie i tak skończę jak zawsze, ale warto sobie mówić duże słowa.
To by było na tyle, widzimy się
pewnie za kolejne pół roku. O ile nie skoczę z mostu. Chociaż
nie, to mi nie grozi. W okolicy nie ma tak wysokich mostów. Do
widzenia!
Subskrybuj:
Posty (Atom)