poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Ostatni koszmar Wesa Cravena

 Dzień dobry. Nie pisałem tyle czasu, że sam nie wiem, czy jest sens nadal prowadzić tego bloga. Ale dzisiejszy wpis nie jest zabawny, oj nie. Co prawda poprzednie też nie były, ale chociaż się starałem


Zmarł Wes Craven. Nie będę teraz pisał, jakim to byłem wielkim fanem, że oglądałem jego filmy kilka razy dziennie i masturbowałem się do jego zdjęć. Jednak doceniam jego wkład w horror ogółem. To człowiek, który zmienił bieg slasherów. Najpierw z zabójcy, do tej pory zwykle milczącego i bezpłciowego zrobił ironicznego, zabawnego antagonistę. A potem, gdy już myśleliśmy, że skończy jak Carpenter, zabawił się konwencją i stworzył świetny „Krzyk”. Ostatnim koszmarem Wesa Cravena okazał się nowotwór mózgu. A jest to skurwiel groźniejszy i straszniejszy niż sam Freddy Krueger. Do widzenia, Wes, tym razem już na zawsze.

Zdjęcie z http://www.robyntwomey.com/

czwartek, 13 sierpnia 2015

Perseidy, True Detective i ISIS

 Dzień dobry! Dawno nic nie pisałem, ale ostatnio jest zbyt gorąco, żeby robić cokolwiek. Zwłaszcza pisać, zbyt duży wysiłek. Fizyczny, bo musisz naciskać klawisze, i intelektualny. Chociaż nie, chyba tylko fizyczny.

Chciałem sobie wczoraj obejrzeć te słynne Perseidy. Jak w zeszłym roku, planowałem rozłożyć kocyk na trawie, założyć słuchawki i delektować się widokiem. Jednak gdy wyszedłem, zadowolony nadchodzącym wydarzeniem, momentalnie zrobiłem się mokry. Nie przez to, żeby był tak podniecający widok. Padał pieprzony deszcz. A jak pada deszcz, to są chmury. A jak są chmury, to nie widać nieba. Jak zwykle mi nie wyszło.

Drugi sezon True Detective nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Mi się nawet podobał, ale hej, to nie był pierwszy sezon! I to jego największa tragedia. Gdyby wyszedł jako osobny serial, ludzie by się pewnie jarali. Chociaż wtedy nie byłby tak popularny.


Isis pokazało państwa, które Państwo Islamskie podbije do 2020 roku. Nie ma wśród nich Polski, co nie dziwi, bo kto by nas chciał. Nawet muzułmanie nie. Nie wiem też, po co im Grecja, bo jak będą musieli spłacać ich długi, to skończą szybko. A w Afryce poumierają przez epidemie. Nie przemyśleli tego, oj nie. Powinni zacząć od Francji, w końcu mogliby to usprawiedliwiać wyzwalaniem mniejszości. مع السّلامة

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Minirecenzje #1

 Dzień dobry. Na dworze wciąż tak gorąco, że nie da się wyjść nawet na chwilę z domu. Mi tam bez różnicy, ja i tak nie wychodzę. Jako że nie mam o czym pisać, postanowiłem wrzucić w jednej notce trzy minirecenzje. Co prawda zazwyczaj wrzucam je na Facebooka  bądź Twittera, ale co tam.

Droga – Cormac McCarthy. Czyli powieść, po którą bym zapewne nie sięgnął, gdyby nie Reading Challenge (nagroda Pulitzera). I raczej bym żałował. Bowiem od początku czujemy, że nie mamy tu do czynienia z kolejnym przeciętnym czytadłem. Język powieści jest oszczędny, brak w nim zarysowanych dialogów i jest bardzo opisowy. Od samego początku zdajemy sobie sprawę, że wędrówka głównych bohaterów jest bezcelowa (bo dokąd można pójść, gdy nic już nie ma?), ale w sytuacjach zagrożenia i tak czujemy napięcie. Powieść nie wyjaśnia nam, co się właściwie stało, przez co jej świat jest nam jeszcze bardziej obcy (co ciekawie kontrastuje z Chłopcem, dla którego nasz świat jest niczym więcej jak opowieścią, być może nieprawdziwą). Gdybym miał się czegoś czepiać, byłyby to zbędne jak dla mnie opisy. Gdy po raz kolejny czytałem o tym, jak Ojciec znajduje coraz to inne przedmioty w opuszczonych domach i zastanawia się, czy mogą się przydać, po czym wraca do syna, czułem znużenie i tylko pobieżnie przeglądałem te fragmenty. Mimo wszystko naprawdę warto sięgnąć po tę książkę.


Nieco mniej zadowolony jestem, jeśli chodzi o Życie Adeli. Francuski film w reżyserii Abdellatifa Kechiche zdobył Złotą Palmę w Cannes za najlepszy film 2013 roku. Do tej pory laureaci tegoż festiwalu rzadko kiedy mnie zawodzili. Życie Adeli miało potencjał być naprawdę dobrym filmem o poznawaniu samego siebie, odkrywaniu swojej seksualności i pierwszych miłościach z tym związanych. Jednak momentami czułem się, jakbym oglądał film porno z nieco lepszą niż zwykle fabułą. Sceny seksu są zbyt częste i zdecydowanie za długie. Wydaje się, że nie służą niczemu innemu niż ukazaniu seksualnych fantazji reżysera (był zresztą jakiś konflikt między nim a aktorkami, właśnie przez te sceny). I nie jestem tu jakimś pruderyjnym moherem, gdyby tak było, nie oglądałbym filmu o lesbijkach. Ale nawet jeśli nie zwrócimy na to uwagi, okaże się, że główna bohaterka jest zwyczajną niedojrzałą nastolatką, nie wie czego chce, zdradza każdego jak leci, a do swojej pierwszej kochanki zamiast miłości czuje chyba zwykłe pożądanie. Nagroda kompletnie niezasłużona.



Ostatnia będzie recenzja Łososia w kawałkach w sosie własnym firmy Graal (tak, naprawdę nie mam o czym pisać). Nie przepadam za łososiem, bo prawie zawsze strasznie smakuje metalem, nie inaczej jest w tym przypadku. Metaliczny posmak nie jest jednak tak mocny, by bardzo przeszkadzać. Dodatkowym plusem jest niewielka ilość kalorii, więc jak ktoś się odchudza jak ja, to może wcinać. Jednak jest trochę za drogi jak za tę jakość, więc generalnie nie polecam.




Na dniach pewnie następne recenzje. A na koniec może zrecenzuję ten wpis: średniej jakości, autor stara się uchodzić za inteligenta, znającego się na tym, co robi, ale mu nie wychodzi. Ostatnia recenzja, która miała być zapewne żartem, bawić może jedynie ludzi z IQ na poziomie karalucha. Nie warto czytać. Do widzienia!

czwartek, 30 lipca 2015

Historia geniusza

 Dzień dobry. W sumie nie planowałem żadnego wpisu (to niedobrze, Pawle, nie dodałeś nic od dwóch tygodni), ale odkryłem postać Leszka Bubla i po prostu musiałem się z wami tym podzielić.

Na początek history lesson, young folks: Leszek Bubel urodził się 19 stycznia 1957 roku w Węgrowie. Z zawodu złotnik, próbował swoich sił również jako polityk. Członek Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, stratował również w wyborach prezydenckich (dwukrotnie). Jednak nie o tym chcę napisać. Bowiem od 2008 roku jest muzykiem w zespole Bubel Band (jakże kreatywnie). I mój Boże, zespół ten jest tak genialny, że nie wiem, od czego zacząć. Może od tekstów, bowiem możemy znaleźć w nich takie perełki jak: Moje największe pragnienie, to nieść koszerne nasienie czy nastała moda taka, by na głowie pokazywać obrzezanego ptaka. Jednak gdy zagłębimy się jeszcze trochę, można znaleźć chociażby Doda, Doda, Doda Elektroda, Elektroda kiepsko liże loda albo moje ulubione Teoria moja jest bardzo krótka, polityk z duszy to przecież kurwa, a z ciała kiepska to prostytutka (czyż nie dostrzega się w tym ironii?). Od polityka nie do końca poważnej partii do śpiewania disco polo o żydach. Szacun. Mogę już przestać cokolwiek robić, nigdy nie dorównam panu Leszkowi. Taki człowiek rodzi się raz na kilkaset lat. A utwór Longinus Zerwimycka to już jest po prostu czysta sztuka. Znalazłem swojego nowego ulubionego twórcę. Wam też polecam posłuchać i wspierać. Szalom!

czwartek, 16 lipca 2015

Dlaczego kocham Dark Souls

 Dzień dobry. O serii Dark Souls zostało napisane wiele, przez ludzi bardziej kompetentnych ode mnie. Do gier tych można łatwo się zrazić, dużo trudniej pokochać. Jednak zapewniam, że warto. Dlaczego?

  1. Klimat. Dark Souls jest mroczne, ciężkie i łatwo się w nim pogubić. Klimatem brutalnego fantasy można by obdzielić 10 innych tego typu produkcji i dalej byłoby genialnie. Nie grywam w tego typu rzeczy, ale w produkcji From Software zatopiłem się na amen.
  2. Widoki. Wiem, że głupio może pisać w taki sposób o grze video, ale lokacje naprawdę zapierają dech w piersiach. Mroczne Katakumby czy wciąż pełne dawnej chwały Anor Londo pomimo średniej grafiki wywołują zachwyt w każdym. A o Ash Lake to już nawet nie wspominam.
  3. Muzyka. Tu nie ma co pisać, tego trzeba po prostu posłuchać.
  4. Fabuła. Wielu narzeka, że w Dark Souls fabułę trzeba samemu odnaleźć, dopowiadać sobie różne fragmenty, analizować opisy przedmiotów i wypowiedzi NPC. I to jest właśnie piękne. W dzisiejszych czasach, gdy wszystko mamy podane na tacy, a fabułę większości gier mógłby wymyślić średnio rozgarnięty gimnazjalista, Dark Souls wyróżnia się. Ile ja przesiedziałem, czytając w necie różne teorie fanowskie, to nawet nie zliczę. Nie żałuję ani minuty.
  5. Trudność. Tak, musiało do tego dojść. Dark Souls jest trudne. Rzekłbym nawet, że zajebiście trudne. Jednak nie jest to trudność typu „wróg ma 10 razy więcej życia i ataku od ciebie”. A nie, czekaj. W sumie to jest. Ale tylko przy bossach. Ale właśnie trudność sprawia największą satysfakcję. Gdy za którymś razem w końcu pokonasz uciążliwego przeciwnika, bo nauczysz się w końcu jego ataków, uczucie można porównać z pozbyciem się moczu po kilku piwach. Doznanie niemal nieziemskie.


I to tyle. Więcej nie ma sensu pisać, bo tej gry i tak trzeba spróbować. I nie zrażajcie się, gdy po raz kolejny zginiecie w TEJ PIEPRZONEJ KAPLICZCE AMANY. Praise the sun!



środa, 15 lipca 2015

5 sposobów na nieudany urlop

 Dzień dobry. Jakby się ktoś zastanawiał, czemu tak długo nic nie było, to byłem na urlopie. A co, każdy zasługuje na trochę wypoczynku. Tydzień nad morzem bez żadnego dostępu do informacji, jak super. Przynajmniej przez jakiś czas nie będę się denerwował. Było spoko, pierwszego dnia spaliłem się, a następne dni spędziłem na cierpieniu, ale i tak się dobrze bawiłem. No ale nie mogę przecież napisać nic pozytywnego, nie na tym blogu. Więc przed państwem pięć powodów, by nie wyjeżdżać nad morze.

  1. Nad morzem jest zimno. Serio, dawno tak nie zmarzłem. Nawet leżąc na plaży w pełnym słońcu człowiek odczuwa, że z temperaturą jest coś nie tak. A jak zacznie wiać, to nie wiadomo, czy te tanie bilety nie były czasem na Alaskę, a nie do Niechorzy.
  2. Nad morzem mieszkają Żydzi. I mówię tu o sprzedawcach. Obiady akurat tanie, ale pozwólcie, że przytoczę taką sytuację: Wiedziony wielkim szyldem Tania Książka zaglądam do środka. Upatruję sobie kilka tytułów i zerkam na ceny. A tu taki chuj, jak Kozakiewicz w Moskwie. Kieszonkowe wydanie w miękkiej oprawie droższe niżbym chciał kupić zwykłe w twardej oprawie. Szaleństwo w biały dzień. Nie polecam.
  3. Morze to raj dla pedofilów. Leżę sobie spokojnie na plaży, a tu nagle Armageddon. Tylu gołych dzieci nie widziano nawet na Dominikanie w laptopach duchownych. Nie wiem, czemu małe dzieci chodzą nagie po plaży. Jakbym ja chodził, to by zaraz policję wezwali.
  4. Nad morzem ludzie są głupi. Polskie morze ma niestety taką wadę, że zjeżdżają nad ludzie z całej Polski. No i w całej tej masie nietrudno znaleźć osoby z IQ mniejszym nawet niż pewien fan Popka. A ja myślałem, że nikt nie chciałby nosić tych wszystkich koszulek z napisami typu Sex instruktor. O ja naiwny. A całkowicie dobiła mnie pewna nastolatka, która na widok wspomnianego wcześniej sklepu z książkami krzyknęła „HAHAHA! Zobacz, kto niby czyta książki?!”. Zrobiło mi się autentycznie smutno.
  5. Nad morzem cały czas jest marzec. Bo „w marcu jak w garncu”, hehe. Świeci sobie spokojnie słońce, zachęca żeby wyjść z domu, a sekundę później leje jak podczas tego słynnego potopu w 1997. Bierzemy kurtkę i długie spodnie, bo zimno i wieje, a po paru krokach pocimy się i umieramy, bo jest gorąco jak w Afryce. Nawet czasem czarni się znajdą.

Znalazłbym jeszcze pewnie kilka argumentów (znalazłem, ale zapomniałem), ale nie ma co się rozpisywać. Za rok pojadę w góry i też je zmieszam z błotem mimo dobrej zabawy. Do widzenia!


piątek, 3 lipca 2015

Naruto Gaiden, czyli rozczarowanie stulecia

 Dzień dobry! Chociaż w sumie nie taki dobry. Jeżeli jeszcze nie wiecie (a pewnie nie wiecie, bo kogo to obchodzi), wczoraj zakończyła się manga Naruto Gaiden. Mangi nie czytam, anime nie oglądam, Naruto jest jedyne, które śledziłem do końca, z szacunku do dawnego zajarania się. Naruto Gaiden jest sequelem, dziejącym się kilkanaście lat po oryginalnych wydarzeniach. Po tym, co Kishimoto odpierdzielał przy końcu jego najsłynniejszej mangi, w sumie nie wiem, czego się spodziewałem. Ale czegoś takiego nawet Baba Wanga by nie przewidziała. Naruto Gaiden, nie mało sensu, znaczenia ani w ogóle niczego. Postacie nikogo nie obchodziły, nawet Sasuke był mało interesujący. I jest mi z tego powodu smutno, nawet bardziej niż Grekom ostatnio. Bowiem dzięki Kishimoto zacząłem swoją przygodę z japońską kulturą (i równie szybko skończyłem, ale to materiał na inny wpis). Zjebałeś, Masashi. Tak bardzo.


wtorek, 30 czerwca 2015

Szok i obrzydzenie we wszystkich kolorach tęczy

 Dzień dobry, kochani :* Taki słodziutki wstęp, bo i temat nie należy do ciężkich. Chociaż, niektórym może ciążyć na wątrobie.


A mianowicie: w USA zalegalizowano małżeństwa homoseksualne. Jedną z reakcji na ten fakt było wprowadzenie przez Facebook możliwości ustawienia zdjęcia profilowego w kolorach tęczy. Jak fajnie, miło i bajecznie, prawda. Ale okazuje się, że ludziom jakoś przeszkadza ten fakt. Ba, są wręcz obrzydzeni taką zagrywką Zuckerberga (Żyd promujący homoseksualizm, Matko Boska!). Co ciekawe, bardzo krzyczą też Polacy, którzy z tym mają tyle wspólnego, co ja z Natalie Dormer (jeszcze się spotkamy, najdroższa). W sumie zawsze tak jest. Moja rada: przestańcie się tym przejmować, jak wam nie pasuje, nikt nie każe tęczy robić. Aha, taka usilna niechęć to prawdopodobnie próba wyparcia skrywanego homoseksualizmu. Buziaczki <3

Tu też wrzucam komiksik, a co!

sobota, 27 czerwca 2015

Wyszło Szydło z worka

 Dzień dobry! Ci, którzy jeszcze chodzą do szkoły, od wczoraj mogą cieszyć się wakacjami. Ci zaś, którzy już nie chodzą, mogą jedynie pozazdrościć młodszym. A potem iść do pracy. Smutne, ale co zrobić.

Wchodzę sobie na pewien portal (bez reklamy, nie ma nic za darmo), a tu wielki nagłówek: POTWORNE HOBBY MĘŻA SZYDŁO! Oho, a jakież to hobby? Oczami wyobraźni już widzę półki uginające się pod ciężarem słoików z ludzkimi płodami i zwłoki wykopane z cmentarza tydzień temu, leżące w piwnicy. Ale niestety nie o to chodzi. Okazuje się bowiem, że mąż naszej kochanej przyszłej pani premier jest... myśliwym! A niech mnie, co za bydlę, chciało by się rzec. W tekście znajdujemy także informacje o tym, że „zabijanie nie jest jego jedyną pasją” (oryginalny cytat). Jest bowiem jeszcze pszczelarzem. Ciekawe że ten sam portal koło rok temu pisząc o polującym Bronisławie Komorowskim nie oceniał, nie potępiał, po prostu mówił, że prezydent poluje. Ale nie, Komorowski spoko, a Szydło morderca. Sam jestem całkowicie przeciwny polowaniom, a ludzi robiących to uważam za zakompleksionych kutasów, ale trzymajmy się jednej wersji. Przecież podobno media są niezależne.

Tak, to w sumie wszystko, co chciałem przekazać. Ponoć lepiej pisać często i mało, niż rzadko i dużo. No to póki co piszę mało i rzadko. Ale od czegoś trzeba zaczynać. Do widzenia!


czwartek, 25 czerwca 2015

Seriale, In vitro i jak pisać teksty.

  Dzień dobry! Jako, że pomimo lata ostatnio prawie cały czas pada deszcz i jest zimno, pozostaje tylko siedzieć w domu i pić. I rysować komiksy. I oczywiście pisać teksty na bloga. True story.

A no tak, jeszcze są seriale. Seriale, panie, seriale! Startuje nowy sezon True Detective (nie jest źle, mini pseudorecenzja na facebooku). Hannibal anulowany, szkoda. Miejmy nadzieję, że chociaż to jakoś Fuller ogarnie i nie będzie jak w przypadku Utopii (do dzisiaj płaczę), że zakończy się w sposób, który jednoznacznie zwiastuje kolejny sezon. Piąty sezon GoT się zakończył, oczywiście wiedziałem o Jonie Snow od dawien dawna przez spoilery (jebani internauci, jeszcze was dojadę). Czyli generalnie nie ma co oglądać. Muszę w końcu obejrzeć Better Call Saul, ale boję się, że mi to zepsuje opinię o Breaking Bad.

Przyjęto ustawę o in vitro, nareszcie. Oczywiście episkopat już rzuca się do ataku. Nie mogło być inaczej w tym kraju, oj nie. Kler od lat rządzi Polską, ale niby państwo nie jest wyznaniowe. No nie, w ogóle. Ciekaw jestem, czy gdy takiego jednego biskupa z drugim zaatakuje rak z przerzutami, to czy powiedzą „Bóg tak chciał” i z pokorą przyjmą swój los. Jakoś mi się nie wydaje. Dostrzegasz drzazgę w oku brata, a belki w swoim nie widzisz. Wydaje mi się, że z moją moralnością sam byłbym lepszym duchownym niż większość obecnych. W sumie fajna fuszka, wygłosisz parę kazań, dostaniesz kasę, a i jakiś ministrant się czasem trafi. Przepraszam, tego nie powinienem pisać. Chociaż czemu nie, controversy creates cash.


Z niewiadomych przyczyn ostatni wpis o Wiedźminie i w sumie tak naprawdę o niczym ma najwięcej wyświetleń ze wszystkich na blogu. Nie czaję nic. Jak zresztą na twitterze pisałem „Jak to jest, że teksty, nad którymi faktycznie pracuję nikogo nie obchodzą, a wpisy napisane w 5 minut na kolanie mają najwięcej wejść? „. Nie ogarniam. Ale w sumie to całkiem dobrze, że napisany byle jak i o niczym tekst ma dużo wejść. Świadczy to o tym, że nie muszę się starać i pisać dobrych tekstów. To te słabe ludzie najczęściej czytają. Lekcja na dziś (cytując Dema): pisz jak najgorzej, żeby był duży ruch. Dlatego też dzisiejszy tekst również jest gówniany. Do widzenia!

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dlaczego Polacy narzekają?

 Dzień dobry! Włączył mi się poniedziałkowy filozof i próbowałem odnaleźć odpowiedź na pytanie, które trapi ludzkość od setek lat. Na które odpowiedzieć próbowali najwięksi filozofowie, mędrcy czy myśliciele. Pytanie, które być może stanowi sens wszechświata. A mianowicie: dlaczego Polacy ciągle narzekają?

Otóż odpowiedź jest wbrew pozorom całkiem prosta: Polacy narzekają, bo... są przeciętni do bólu. Nie są bardzo bogaci, ale też nie są bardzo biedni. Nie są za ładni ani za brzydcy. Ani za mądrzy, ani za głupi. Nie mają jakiejś bardzo dobrej polityki, ale dyktatury też nie ma. I to ich właśnie codziennie, od samego rana wkurwia. Ta straszliwa przeciętność. Przeciętny mieszkaniec Polski to 37-letnia biała kobieta. Czy wiecie, jaki jest przeciętny mieszkaniec Ziemi? Dwudziestoośmioletni Chińczyk. No dobra, to nie do końca dobre porównanie. Chociaż nie, właśnie dobre. Bo Polak nawet sobie nie może powiedzieć „OK, może jestem przeciętny, ale większość ludzi taka jest”. Więc jeszcze bardziej się denerwuje. Bo lepiej być najgorszym, najbiedniejszym, najbrzydszym niż po prostu nijakim. Weźmy taki przykład:
-Hej, to ten słynny najgorszy aktor świata!
-Super, chodźmy po autograf

-Hej, patrz!
-Kto to?
-A w sumie nie wiem.


Którą sytuację byście woleli. Chyba mimo wszystko tę pierwszą. Ale nie ma się co przejmować. Pomimo że mieszkamy w chyba najprzeciętniejszym kraju na świecie, pamiętajmy że takich przeciętniaków jest 39 milionów. No i nie jesteśmy czarnymi żydami. Do widzenia!
Chciałem wrzucić jakieś zdjęcie, ale nie mogłem znaleźć żadnego pasującego,
a Testo zawsze spoko
  

niedziela, 21 czerwca 2015

Czerwiec, informacje, Wiedźmin i polityka

 Dzień dobry! Jestem, oddycham, żyję, nawet mam się nie najgorzej. Jeśli ktoś po ostatnim, dość depresyjnym wpisie stwierdził, że się zabiłem, to spokojnie. Było blisko, ale jednak nie. Po prostu zaatakował mnie coroczny czerwcowy zapierdziel.

I to właśnie przez ten czerwiec jeszcze nie napisałem opowiadania, o którym wspominałem. Ta jasne, przez to. Prawda jest taka, że zacząłem je pisać, podjarany całkowicie, a potem już do niego ani razu nie zajrzałem. Niestety, mam tak z większością rzeczy, że na początku totalna podnietka i mogę cały dzień to robić, a potem porzucam i nigdy to tego nie wracam. Także jeżeli napiszę, że jestem zajęty tworzeniem czegoś, to efektów można będzie się spodziewać jakoś za parę miesięcy.

W międzyczasie na pewnej „zacnej stronie informacyjnej” artykuł o Janie Szczepaniku nikogo nie obchodzi, za to w tekście o tym, jak to pewien koleś na keczupie znalazł kod QR do strony porno ludzie prześcigają się w komentarzach. Czemu tak jest, że nikogo nie obchodzące pierdoły mają gigantyczną oglądalność, a wartościowe treści są przemilczane? Pewnie, zawsze tak było, nie ma sprawy. Według większości ludzi większość ludzi jest idiotami, więc czego się spodziewać. Chociaż ja w sumie powinienem się cieszyć, bo nikt by na mojego bloga nie wchodził.

Jak tak odwiedzam te różne strony dla nastolatków pokroju kwejka i widzę cytaty z Wiedźmina 3, utwierdzam się w przekonaniu, że nie jest to gra dla mnie. Oto przykład:
- Chcesz usłyszeć fraszkę?
-Pewnie
-Lambert, Lambert, ty chuju
No zaiste zabawne, nie ma co. Jakby jeszcze Lambert odpowiedział "Chyba twój stary", to gracze musieliby chyba zmieniać spodnie ze śmiechu. I te komentarze "Hihihi, tylko Polacy mogą taką zajebistą grę zrobić xD". Ja wysiadam. Naprawdę, ja się nie nadaję do dzisiejszej rozrywki. Te wszystkie "supersmieszne teksty" tylko wywołują u mnie zażenowanie. A nawet przerażenie, jak pomyślę, kto jest ich odbiorcą. Zaraz, czy ja już tego nie pisałem?

Powinienem napisać jeszcze coś o o polityce, na przykład o aferze ze Stonogą czy innym robactwem, albo o tym, jak Kopacz wyznacza datę wyborów. Albo chociaż o tym, że Kalisz robi zdjęcia w sądzie. Mógłbym, ale w sumie po co? Mam to gdzieś, niech robią co chcą. Uważam, że ludzie mają wystarczająco problemów we własnym życiu, żeby się jeszcze takim gównem przejmować. A może to właśnie odcina ich od swoich zmartwień? Może myślą sobie „Hehe, ale debile, jakbym ja był politykiem, to by dobrze było!”. Pewnie tak. W sumie, ciekawe co by było, gdyby takiego przeciętnego Kowalskiego dopuścić do polityki? Pewnie nic nowego. Chociaż czekaj, przecież już mamy Kowalskiego w RN. Taki żarcik na koniec, żeby nie było nudno. Trochę mi nie wyszedł, już lepiej więcej nie żartuję. Całkowicie poważne do widzenia!  
Wrzucam na koniec losowy rysunek Andrzeja Mleczki, bo mi się spodobał.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Koniec CSa, pisarstwo i życiowe rozterki.

 Dzień dobry. Przepraszam, że tak długo nie pisałem, ale niestety byłem zbyt zajęty nic nierobieniem. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak takie całkowite opieprzanie się może człowieka wyczerpać. Ale wracam, pełen sił (no może nie do końca, ale o tym później).

Oficjalnie przestaję grać w CS:GO. Już zwyczajnie nienawidzę tej gry. Powiem więcej, gardzę ludźmi grającymi w tę grę, bo w znakomitej większości to dzieci, prymitywy klnące przy każdej okazji bądź Rosjanie. Albo jeszcze Youtuberzy. W ogóle wśród polskich „twórców” (nawet nie wiecie, jaką trudność sprawiło mi napisanie tego słowa) nastąpiła jakaś nieuzasadniona niczym moda na Counter Strike. Kiedyś, jeśli byłeś następnym nic nie wnoszącym kretynem nagrywającym granie w gry, musiałeś grać w Minecraft, jeśli chciałeś się wybić. Teraz jest to CS. Powtarzam, nienawidzę tej gry. Żałuję, że wydałem na nią ponad dwadzieścia złotych. Chcę, żeby serwery padły i wszystko rozwaliło się w cholerę. Amen.

Zainspirowany Teorią Portali Martina Lechowicza po prawie czterech latach znowu zacząłem pisać. I to coś więcej, niż wpisy na blogu czy głupawe scenariusze, których i tak nigdy nie zrealizuję, bo brak mi kasy i odwagi. Wziąłem się za opowiadanie, nie ma co przesadzać na początku. To jak z powrotem do sportu po kontuzji. Nie możesz od razu biec całego maratonu. Opowiadanie nie ma sensu, jest głupie i próbuje brzmieć inteligentnie, ale mu nie wychodzi. Czyli jest dobrze. W przyszłości, jak je już skończę, trafi na bloga. Następnym Douglasem Adamsem raczej nie zostanę, ale chyba warto przeczytać.


W ogóle mało rzeczy mi ostatnio w życiu sprawia radość. Jak już przewidywałem, robienie zdjęć szybko mnie znudziło. Pisanie czegokolwiek też w sumie przychodzi mi z trudem. Jakikolwiek sport porzuciłem. Kino mnie nudzi, a początek trzeciego sezonu Hannibala był mocno średni. Nawet tłumaczenia ze strony Kościoła na temat Andrzeja Dudy, który podniósł opłatek mnie nie śmieszą. Raczej żenują. A nawet trochę przerażają, bo wyobrażam sobie, co będzie się w Polsce działo za rządów PiSu. Gry przestały mnie bawić lata temu. Rzadko kiedy trafi się na perełkę. Może to ta słynna depresja? 
Teraz tylko czekam na Dark Souls 3. Potem mogę umrzeć. Szczęść Boże. Znaczy, do widzenia!

Jakiś obrazek na koniec, żeby nie było tak pesymistycznie

sobota, 30 maja 2015

Szkolny gang, Galveston i komiks.

 Dzień dobry! Niewiele się ostatnio dzieje, co by mnie w jakikolwiek sposób obchodziło, więc muszę pisać o rzeczach nieistotnych dla nikogo poza mną(czyli de facto nikogo).

Ostatnio zawrzało po tym, gdy ktoś wrzucił filmik, na którym dzieci z podstawówki śpiewają piosenkę Gangu Albanii. Skandal! - głoszą portale informacyjne. Czy aby na pewno? No ludzie, jakbyście za dzieciaka nie słuchali podobnych pierdół. Może nie na szkolnych dyskotekach (chociaż przewijanie przekleństw pamiętam do dziś) i nikt tego do netu nie wrzucał, ale mimo wszystko. A jeszcze to wzywanie policji. Już to sobie wyobrażam:

- Halo, policja! Proszę przyjechać do podstawówki.
- A co się stało?
- Dzieci śpiewają wulgarne piosenki.

No parodia. Zapomniał wół, kiedy cielęciem był. Czy coś tam. Fajnie by było, gdyby ludzie przestali skupiać się na bzdetach i zaczęli zajmować się naprawdę istotnymi rzeczami. Na przykład tym, że mi ostatnio internet spowolnił.


Przeczytałem Galveston i jestem trochę rozczarowany. Poziom True Detective to to nie był. I jeszcze te przemyślenia Pizzolatto ładowane w tekście często totalnie z dupy, żeby były. Są to fajne przemyślenia, ale można je było jakoś sensowniej umiejscowić. Ale chyba za wysoko postawiłem sobie poprzeczkę. Jest to powieść warta przeczytania, jasne że tak. Może po prostu brakowało mi Mcconaughey.


A na drugim blogu póki co przerwa. Wczoraj skończył się najdłuższy komiks, jaki do tej pory zrobiłem. Muszę odsapnąć. Chociaż fajnie się poczułem, gdy w statystykach dotyczących słów kluczowych zobaczyłem, że ktoś szukał mojego gównianego komiksu sprzed półtora roku. Czyli chyba ktoś czyta te głupoty. Spokojnie, jeszcze nie przeszedłem na emeryturę. Nie, dopóki nie będę przynajmniej tak sławny jak Stan Lee. Albo chociaż Papcio Chmiel. Do widzenia!

wtorek, 26 maja 2015

Budyń, bigos i kiełbasę wyborczą poproszę.

 Miałem już nic nie pisać w tym temacie, ale cyrki jakie dzieją się w związku z niedawną drugą turą wyborów niszczą mój umysł. Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to w dolnośląskim policja zamierza ścigać internautów za wpisy łamiące ciszę wyborczą. Ja jebię. Pomijam już fakt, że sama cisza wyborcza nie ma żadnego sensu, to forma tych wpisów budzi co najmniej kontrowersje.

Ukradłem te wpisy z wp.pl, mam nadzieję, że prokuratura zostawi mnie w spokoju.

 No kurde, a może w Polsce akurat przybyło kucharzy, którzy chcą zrobić bigos? Albo ktoś nabrał ochoty na słodkości i się pyta, po ile budyń? Co w przypadku, gdy ktoś na serio pisze o bigosie? Też odpowie przed sądem? Paranoja kurwa. I jeszcze te komentarze pod artykułami: „Brawo policja. Prawo dotyczy wszystkich i wszędzie.”, „I bardzo dobrze! Dopóki istnieje w Polsce coś takiego jak cisza wyborcza, to należy jej przestrzegać.” Może wpisy tego typu nie są zbyt częste, ale i takie się pojawiają. Ja jebię po raz drugi. Jak byście sobie rozmawiali ze znajomymi o wyborach, a nagle podbiegli policjanci i potraktowali by was gazem, a potem obili pałą, to też byście tak mówili? No nie sądzę. A na dodatek Kaczyński chce kandydować na premiera. Jak wygra, wtedy dopiero będzie śmiesznie. Powodzenia, internauci! Niech wrocławskie sądy potraktują was łagodnie. I nie wiem, gdzie wy kupujecie taki drogi budyń. U mnie w Tesco za złotówkę są trzy paczki. Do widzenia!

niedziela, 24 maja 2015

Wydarzenie tygodnia #1: Martin Lechowicz z powrotem na Youtube

 Dzień dobry! Postanowiłem sobie zrobić taką nową serię, nie wiem czy cotygodniową, pewnie nie, bo mi się znudzi. Ale coś trzeba robić, żeby blog tak nie świecił pustkami.


Co może być wydarzeniem minionego, dwudziestego pierwszego tygodnia 2015 roku? Czy była to Eurowizja z jej wielką przegraną Finlandią, która nie wygrała nawet półfinałów mimo wystawienia reprezentantów chorych psychicznie? A może druga tura wyborów prezydenckich, o której pisałem już tak negatywnie, że chyba domyślacie się odpowiedzi? No to może legalizacja małżeństw homoseksualnych w Irlandii? Otóż nie! Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia był... powrót Martina Lechowicza na Youtube! Nie do końca rozumiem tę decyzję, bo wyżej wymieniony radził sobie świetnie poza tymże serwisem, ale się z niej cieszę. W końcu ktoś na polskiej scenie YT (Boże, jak to żałośnie brzmi) który naprawdę mówi jak jest (trochę jak Kolonko, tylko że z bródką). Powodzenia Martin, żeby twoje nowe piosenki były równie popularne jak lata temu i żebyś odnalazł się w tym całym szambie, bo nie jest to łatwe, ale ktoś musi próbować.


środa, 20 maja 2015

Nuda

 Dzień dobry! Jak tak człowiek siedzi w domu kilka dni, bo każdy kontakt ze światem zewnętrznym kończy się opróżnieniem żołądka i jelit, to w końcu zaczyna się nudzić. I to nie tak po prostu nudzić, ale NUDZIĆ. Nuda wżera się w umysł niczym kwas fluorowodorowy w wannę Jessego Pinkmana.

Mniej więcej tak wyglądam, gdy dodaję tę notkę.
Tyle że ja nie noszę okularów.


Cóż to za problem? - zapytacie – przecież jest tyle sposobów na zabicie nudy. No właśnie. Weźmy kilka podstawowych rad:

  1. Czytanie książek – czyli sztuka, która podobno powoli zanika w dzisiejszych czasach. Lubię czytać, bo nie jestem kretynem, ale też nie jaram się tym faktem, jakbym właśnie uratował dziecko z pożaru. To tak słowem wstępu. Zabrałem się aktualnie za debiut mojego całkowicie ulubionego pisarza. Jednak czytanie raz po raz o tym, jak to Carrie dostała okresu czy o jakichś religijnych pierdołach wcale nie pomaga mi w problemach z żołądkiem, wprost przeciwnie. Weź inną lekturę, można by rzec. Niestety jestem człowiekiem, który jak coś zaczyna, to musi skończyć. Tak więc jestem skazany na panią White przez najbliższy czas. Tak więc czytanie odpada.
  2. Oglądanie filmów – genialny pomysł, niestety ostatnio w ogóle nie mogę się za żaden zabrać. Mniejszą stratą czasu wydaje mi się trzygodzinne przeglądanie internetu niż obejrzenie Ojca Chrzestnego. Jestem idiotą, wiem o tym. To może serial? Super, GoT obejrzałem, Gotham ssie tak bardzo, że przestałem oglądać po 15 odcinku, Doctor Who i Hannibal dopiero będą. A za nowy serial boję się zabrać, bo obawiam się utraty kolejnych niezliczonych godzin.
  3. Sport – no tak! Przecież próbuję schudnąć, tak więc sport będzie jak znalazł. Niestety, jakbym wziął się teraz za bieganie czy jazdę na rowerze, to musiałbym ze sobą chyba wziąć rolkę papieru toaletowego. I wiadro. I sznur, żeby się przy okazji powiesić. Poza tym nawet jak jestem zdrowy, to nie param się sportem, bo się męczę i mięśnie mnie bolą. A potem się dziwię, że cały czas tyję.

Co mi pozostaje? Chyba tylko pisanie notek na bloga o tym, jak żałosnym człowiekiem jestem. I słuchanie jazzu. On mnie nigdy nie zawodzi. I przy okazji można sprawdzić ostatnią płytę Mansona. Do widzenia!  

poniedziałek, 18 maja 2015

Wiedźmin, wybory po raz ostatni i Eurowizja.

 Dzień dobry! Zaglądam na bloga, a tu ostatni wpis cztery dni temu! Wejścia maleją, trzeba coś napisać. No więc piszę.

Jutro premiera nowego Wiedźmina! Wow, jak super, wszyscy się jarają. Ale Paweł się z szeregu musi zawsze wyłamać. Nie interesuje mnie ta gra kompletnie, uważam, że część druga druga była max średnia, nie jara mnie świat wykreowany przez Sapkowskiego, jedyna książka po jaką sięgnąłem, Pani jeziora, znudziła mnie po kilku stronach. Ale się rozpisałem w jednym zdaniu! Tak czy siak, jak widzę ludzi, którzy na co dzień powtarzają, jak bardzo nie lubią fantasy, a z okazji nowej gry cieszą się jak dziecko. Proszę was, ludzie, myślcie czasem samodzielnie i nie dawajcie się porwać sztucznemu hype'owi. Nonkonformizm to trudna, ale zawsze szanowana przeze mnie cecha.



Miałem nie pisać nic ani nie śledzić dalszych losów wyborów prezydenckich i tak robię. Zauważyłem jednak pewną ciekawą zależność: Od początku kampanii prezydenckiej grypa jelitowa występuje u mnie z częstotliwością ok. jednego razu/tydzień. Co ciekawe, wcześniej pojawiała się zazwyczaj raz/pół roku. Jak można zauważyć, jest to wzrost o ponad 2500%! Ciekawym, z czego to wynika. Może żołądek podświadomie wie, że jeśli spędzę cały dzień w toalecie, nie będę mógł słuchać tych, pożal się Boże, polityków. Pewnie tak, dzięki panie żołądku!

Już jutro półfinał Eurowizji! W tym roku może mamy jakieś szanse, bo nasza reprezentantka jeździ na wózku. Chociaż konkurencja naprawdę mocna, chociażby fiński zespół Downa. Ech, czemu w tym festiwalu już nie chodzi o muzykę? Pamiętam jak kiedyś Lordi wygrali. Aż przypomina mi się zeszłoroczna rozmowa z pewną panią:
  • Na kogo pani głosuje?
  • Na Conchitę, może jak wygra, to ludzie coś zrozumieją i przestaną być tacy zaściankowi i nietolerancyjni.

No i to, moi drodzy, nie wymaga komentarza. Chociaż w sumie walić to wszystko, 16 czerwca wychodzi Armikrog! Do widzenia!

czwartek, 14 maja 2015

Cannes, Inferno i Berlin-Warszawa.

 Dzień dobry!

Po tym krótkim wstępie mogę przejść do dalszej części wpisu. Rozpoczął się festiwal w Cannes, czyli teoretycznie ten drugi po Oscarach, a w praktyce pokazują tam europejskie filmy, które nikogo nie obchodzą i których nie da się nigdzie zobaczyć. Nie żebym krytykował, szanuję francuzów między innymi za to, że dzięki nim w ogóle zainteresowałem się filmem „Słoń”, który okazał się jednym z moich najulubieńszych. A w tym roku w ogóle bracia Cohen, Gyllenhaal w Jury. Ale kogo to obchodzi, skoro pojawi się tam również Daniel Olbrychski. Naszemu rodakowi widać znudziła się gra w reklamach i zapragnął wrócić jakkolwiek do świata filmu. Ale tak naprawdę portali to chyba nie obchodzi, bo na razie jedyne, co przeczytałem o Cannes, to fakt, że jakiejś „blogerce modowej” widać było majtki. Po pierwsze, co ona tam w ogóle robi? A po drugie, naprawdę nie ma o czym pisać. Nie jej pierwszej i nie ostatniej widać, ona przynajmniej miała coś na sobie. Skoro to przynosi tyle fejmu, to gdy już będę sławny i bogaty, pojadę na galę przebrany za wielkiego czarnego penisa, dla kontrastu wyjmę jeszcze swojego. Media będą trąbić przez tydzień.


Ekranizują „Inferno” Dana Browna! Jupi, jedyna książka tego autora, jaką przeczytałem, i była całkiem niezła. Żadnych poprzednich filmów ani książek nie tykałem, także jestem zajarany nawet. Jeszcze tylko dwa lata, przeżyję. Na następny sezon „Sherlocka” pewnie będę dłużej czekał.


Coś tam się dzieje między Polską a Niemcami, nie wiem dokładnie co, bo na razie nie mogę zbliżać się do polityki po ostatnich wyborach. Za bardzo mnie odrzuca. Ale biorąc pod uwagę, że portale trąbią o „Osi Berlin-Warszawa” i Putin podobno sra w gacie obserwując nadchodzące zdarzenia, to musi być coś ważnego. Pewnie nie jest. Pewnie jak byliśmy biednym i nic nieznaczącym krajem, takim krajem pozostaniemy. Ale co tam, Merkel uścisnęła rękę Kopacz. Niemce nas lubią, dajcie nam EURO! Trzeba myśleć pesymistycznie, ja przynajmniej nie robię sobie nadziei na cokolwiek, bo Rosja pewnie ogląda to wszystko jak nauczyciel ogląda próbujących go dręczyć gimbusów. Niby coś tam knują, planują, a i tak nic nie mogą zrobić. Patrzy na to z lekkim rozbawieniem, a może zażenowaniem. A potem wraca do swoich spraw. Do widzenia!

wtorek, 12 maja 2015

Śmieci

 Dzień dobry! Taka piękna pogoda ostatnio, że aż zal nie wyjść na spacer. Postanowiłem skorzystać z uroków przebywania na wsi i udałem się spokojnym krokiem do lasu. Przechadzając się między drzewami niczym król po swych włościach chciałem na chwilę usiąść, żeby odsapnąć. Szukam jakiegoś ładnego kawałka zieleni, żeby posadzić na nim swój tyłek, ale nie ma. Bo są śmieci. WSZĘDZIE KURWA ŚMIECI! Pety, butelki po alkoholu, pety, papierki po batonach, opakowania po chipsach, pety, opony, folie, pety, pety, pety!




Polacy mają jakieś takie dziwne poczucie, że jak nie ich, jak publiczne, to można śmiecić. Po co mam iść pięć metrów do kosza, kiedy mogę po prostu rzucić puszkę na ziemię. Jeśli chodzi o mnie, to gdy widzę śmieci leżące dosłownie wszędzie, to rośnie moja agresja wobec społeczeństwa. A że takie widoki są bardzo częste, to możecie sobie tylko wyobrazić moją frustrację. Można w sumie powiedzieć, że to ludzie są największymi śmieciami. Nie te stare gazety. One nie rzucają innych starych gazet na ziemię. Po prostu nic tak nie doprowadza mnie do szewskiej pasji, jak śmiecenie. Może tak ja zacznę wchodzić na losowe podwórka i wyrzucać na nich zawartość mojego śmietnika? Zwierzętom wyrzucacie w domu. No co, przecież sarny Harnasia czy innego Lecha nie piją. Chyba że po LSD. Ale wtedy to piwo piją nawet smoki. W Polsce jest więcej żubrów w puszce niż w Puszczy Białowieskiej. A większość tych puszek leży na ulicy. Niech wam to da do myślenia. I na koniec wiedzcie, że jeśli rzucacie śmieci byle gdzie, bo nie chce wam się ich nosić, to gardzę wami. Cytując Kukiza (gdy jeszcze się w politykę nie pchał): „Jak ja was kurwy nienawidzę”. Co prawda nie odnosiło się to do śmiecących, ale pasuje. Dalsza część tekstu w sumie też. Miłego dnia, do widzenia!

poniedziałek, 11 maja 2015

Wyniki wyborów

 Dzień dobry! Jak zapewne wszyscy wiedzą, w drugiej turze wyborów zmierzą się ze sobą Bronisław Maria Komorowski i Andrzej Sebastian Duda. To, że było to do przewidzenia, nie ulega wątpliwości. Spodziewałem się tego i dziwię się, jeśli ktoś myślał o innym wyniku. Jednak jeszcze bardziej dziwię się ludziom, którym na widok kolejnej walki między PO a PiSem nie chce się rzygać. Naprawdę ich podziwiam. Dla mnie stało się to już po prostu niewiarygodnie ohydne. Nie mogę już patrzeć ani słuchać o tych dwóch partiach. Nic się nie zmienia, ale Kukiz pokazał, że można. Że ludzie chcą zmian, jakiekolwiek by one nie były. To fajnie, zmiany są dobre. Co prawda ostatnio pisałem, że te wybory i tak nie mają żadnego znaczenia, ale do fallusa, ile można. Jak można kurwa ciągle z uporem maniaka głosować na kandydatów z tych samych dwóch partii i narzekać, że wciąż jest tak samo. Ja oficjalnie ogłaszam, że mnie to pierdoli. Nie obejrzę żadnej debaty między tymi dwoma panami, nie napiszę na tym blogu już o nich nic. Nawet wyników nie sprawdzę, dowiem się tego w jakiś przypadkowy sposób. Bo mnie to już po prostu gówno obchodzi. Wybory są ciekawe, ale jak po raz wtóry widzę te same logo, to mi treść żołądkowa podchodzi do góry. I znowu będzie gadanie, że chujowo, że za Komora/Kaczora/jakiegokolwiek innego kandydata było lepiej. A za pięć lat i tak ludzie będą głosować na to samo. Przepraszam, że tak wulgarnie dzisiaj, ale ta sytuacja zwyczajnie działa mi na nerwy, że się tak delikatnie wyrażę. Do widzenia.

niedziela, 10 maja 2015

Wybory prezydenckie 2015

 Dziś o siódmej rano mój sen sprawiedliwego przerwał nieznośny ból brzucha. Próbowałem go zignorować i kontynuować spotkanie z Morfeuszem, jednak dawał on o sobie znać z coraz większą siłą. Postanowiłem przejść się do toalety. W samą porę, można by rzec, bo gdybym zwlekał z tym jeszcze parę sekund, moje łóżko nadawałoby się już tylko do wymiany. Nie chcę pisać zbyt obrazowo, bo niektórzy mogą coś jeść przy czytaniu tego bloga, ale wyobraźcie sobie kran. Zwykły, prosty kran, jaki każdy w domu ma. No i ten kran co jakiś czas ktoś odkręca i puszcza nieduży strumień. Tyle że zamiast wody leci z niego kwas siarkowy. Tak mniej więcej się czułem. Na domiar złego żołądek postanowił atakować na dwa fronty i byłem bliski zwrócenia wczorajszej kolacji. I tak siedząc sobie na muszli i pytając Boga „Dlaczego? Dlaczego?!”, wreszcie mnie olśniło:
- No tak – wykrzyknąłem – przecież dzisiaj wybory!


W tym roku nie towarzyszy im jakaś wielka katastrofa (bądź zamach, panie M.), więc można by uznać, że są nudne. Nic bardziej mylnego. Każde wybory to okazja do dobrej zabawy. Słuchając tych ludzi i obserwując ich wyborców trzeba się śmiać, bo co innego pozostało. Łzy skończyły się już wiele lat temu. No więc ludzie ponownie powędrują oddać swoje głosy i po raz kolejny po wyborze będą narzekać, jak to w tym kraju szaro i do dupy (albo że sfałszowano wybory, ale to raczej ludzie nieuprawnieni do głosowania, jak w tym komiksie). No przykro mi. Zrozumcie jednakoż, że w Polsce tak było i będzie, i jedna osoba tego nie zmieni. A zwłaszcza prezydent, który nie może NIC. Wiem, że fajnie jest jechać osobę reprezentatywną, zwłaszcza gdy jest za co. Ale wiedzcie, że nawet gdyby prezydent chciał coś zmienić, to i tak większość zależy od parlamentu. Co z tego, że Korwin mówi swoje, jak i tak parlament się nie zgodzi. Zrozumcie to. I nie traktujcie wszystkich populistycznych haseł jak szczerej prawdy, bo skończycie tragicznie. Do widzenia w Polsce z nowym prezydentem, w której nie zmieni się nic!

Bo memy z panią Ogórek zawsze spoko

czwartek, 7 maja 2015

Kłótnie prawicy, Avengers i o blogu znowu.

 Dzień dobry! Jestem mega zaskoczony odbiorem ostatniego wpisu o debacie prezydenckiej. Dla tylu wejść warto było to oglądać, mimo że sprawiało to fizyczny ból. No ale to było parę dni temu, trzeba iść dalej.

Jeszcze nawiązując do wspomnianej debaty i deklaracji Korwina, że przyłączy się on do Kukiza. Już dawno nieaktualne. Obaj panowie posprzeczali się na UWAGA: Facebooku. Wyciągnęli trochę prywatnych spraw i jakakolwiek możliwa współpraca dobiegła końca. Szkoda, że dorośli ludzie, kandydaci na najwyższy urząd w Rzeczpospolitej Polskiej zachowują się trochę jak jakiś Mati i Seba z gimnazjum. No cóż, polityka jest dla ludzi twardych. Umysłowo. W końcu trzeba mieć naprawdę mocny łeb, żeby wytrzymać to pieprzenie. A w ogóle to bawią mnie komentarze w internecie mówiące o tym, że Korwin dawno by wygrał, a w ogóle to Kukiz na pewno wygra, ale wyniki są fałszowane. Czy wy kiedykolwiek wyszliście z domu? Połowa i tak zagłosuje na Komorowskiego, bo już był prezydentem, a poza tym taki „swój chłop, nikomu nie wadzi hehe” (cyt. Przeciętny Polak). Głos reszty pójdzie na Dudę, bo jest drugi w rankingach, nie lubią Bronka albo są jeszcze z pokolenia fanatyków Kaczora. A sfrustrowani nastolatkowie będą kląć w internetach, że w Polsce komunizm i oszukują na wyborach. Najpierw wyłączcie komputer i przejdźcie się po mieście, tak tylko radzę.

Do polskich kin wchodzi „Avengers: Age of Ultron”. Wszystkie polskie geeki, nerdy i inne tego typu dziwaki mają mokro w majtkach. I na głowie, bo najczęściej są grubi, a grubi ludzie dużo się pocą. Wiem to z autopsji. Mnie film ten nie obchodzi ani trochę, ale nawet go chyba obejrzę, mimo że nie widziałem części pierwszej. Obejrzę, żeby zobaczyć, co tak tych wszystkich ludzi jara. No i potem będę mógł opluwać tę produkcję na forum i nie będą mi mogli ludzie zarzucać „nie widziałeś, nie oceniaj”.

Blog, jak już wspomniałem, zdobywa powoli jakieś tam wyświetlenia, więc zmodernizowałem nieco fanpage. A, i dodałem logo bezczelnie ukradzione stąd. Tylko trochę zmodyfikowane. Także komentować, udostępniać, lajkować i co tam się jeszcze robi. Dopiero się rozkręcam, mam taką nadzieję. Dzisiaj to wszystko, nic się niestety nie dzieje na świecie, przecież nie będę pisał o tym, że Ryan Gosling wpierdziela płatki albo że w Donbasie znowu latają rakiety, bo kogo to w sumie obchodzi. Do widzenia!


wtorek, 5 maja 2015

Debata prezydencka 2015

 Dzisiaj odbyła się debata prezydencka. Któż inny mógłby coś o niej napisać, jak nie człowiek całkowicie nie znający się na polityce. To znaczy ja.

Przedstawienie kandydatów:

  1. Bronisław Komorowski – a nie, go nie było, on sobie w Polsacie siedział godzinę wcześniej.
  2. Andrzej Duda – powiedział o poddaniu się do dymisji w przypadku niespełnienia obietnic. Nawet się zaśmiałem z żartu. Dobry początek.
  3. Paweł Kukiz – jeżeli kiedykolwiek słuchaliście wypowiedzi byłego wokalisty Piersi, to wiecie już, co powiedział. Chwilę też pobłaznował, coby gawiedź się nie nudziła.
  4. Magdalena Ogórek




  5. Grzegorz Braun – masoneria wszędzie, jeszcze tylko Reptilian brakuje do kompletu.
  6. Adam Jarubas – jego rodzice są rolnikami. Tyle zapamiętałem. Nie ma sprawy, rolnicy zawsze spoko
  7. Paweł Tanajno – nikt go nie zna i on sam zdaje sobie z tego sprawę. Oczywiście media też można obwinić. Mówi też, że nie jest politykiem. To co ty tu robisz, człowieku?
  8. Janusz Korwin-Mikke – narzekanie na to, że w TV nie pokazują jego spotkań, na które przychodzą setki tysięcy ludzi. No spoko, może dlatego, że to w większości gimnazjaliści? Ok, każdy ma taki elektorat, na jaki zasługuje.
  9. Marian Kowalski – rzuca tekstami, które brzmią tak, jakby wypowiadał je typowy kibol. BTW, czy tylko dla mnie on brzmi z lekka jak Lepper. Chodzi mi o głos oczywiście.
  10. Jacek Wilk – jest patriotą, ale nie jest politykiem, a co za tym idzie nie jest złodziejem. Więcej nie pamiętam, sorki.
  11. Janusz Palikot – ten też gada ciągle to samo, nowoczesna Polska i takie rzeczy. Poza tym rzuca epitetami w innych i używa wielu pogardliwych słów w stosunku do polskiego społeczeństwa. Panie Januszu, co pan taki niemiły?


I tura: Polityka zagraniczna.

  1. Marian Kowalski – Polska ma być liderem (już to widzę), Komorowski kompromituje kraj i jest konformistą, a Unia Europejska jest zła. Klasyk.
  2. Paweł Tanajno – mądry człowiek, cytuje Mickiewicza i Franklina. Wypomina to, że Polska jest zależna od innych mocarstw i nie odnosi zysków ze współpracy. Proponuje przyjaźń z Rosją (ale tylko na pokaz, za plecami już nie) i chce wykorzystać rywalizację UE i USA (już to widzę).
  3. Andrzej Duda – musiałem dokonać mikcji, a Duda wydawał mi się najmniej interesujący, tak więc przepraszam, nie słyszałem.
  4. Janusz Palikot – wow taki postępowy wow gospodarka mocno promocja kultury twardo wow.
  5. Jacek Wilk – Polska nie jest mocarstwem?! Już przegrałeś te wybory, stary. Za 50 lat to tej planety już nie będzie, a on gada o współpracy z Chinami. A co do polonii, to Polaków mieszkających za granicą raczej ich ojczysty kraj za bardzo nie obchodzi.
  6. Grzegorz Braun – Co chwilę wspomina o żydach, jacy to są źli. Jego hasło wyborcze powinno brzmieć: „Bij żyda szablą”.
  7. Magdalena Ogórek

  8. Adam Jarubas – Niemcy nas nie lubią, Litwa nas nie lubi, Ukraina nas nie lubi, so sad. Panie emo, z tym to na bloga, a nie do rządu.
  9. Janusz Korwin-Mikke – Matko Boska, III wojna światowa, a poza tym to za dużo nie zrozumiałem, bo pan Janusz mówi bardzo niewyraźnie.
  10. Paweł Kukiz – coś tam o armii mówił, w zasadzie to samo co poprzednicy. Też coś wspominał o żydach. Generalnie nic ciekawego.
II tura: Gospodarka

  1. Paweł Kukiz – podatki trzeba zlikwidować, wszyscy kradną, poza tym Paweł stara się zachowywać młodzieżowo, przez co brzmi trochę groteskowo
  2. Paweł Tanajno – coś wspominał o moich sukcesie i moich zasługach, dzięki wielkie. Nic o tym nie wiem, ale niech ci będzie. Nie chce skończyć, byle jeszcze rzucić jakieś nic nieznaczące zdanie.
  3. Adam Jarubas – coś o wspieraniu Polski, bla bla bla, nudy. Tanajno znowu się awanturuje, coś się dzieje przynajmniej.
  4. Janusz Palikot – zrównać ZUS i KRUS, wspomina o złych urzędnikach i że trzeba chodzić od okienka do okienka (aż się przypomina scena z „12 prac Asterixa”), biurokracja też zła. Nawet sensownie mówi, coś tu nie gra. Tanajno ma jakieś wąty do prowadzącego znowu, skończ pan wreszcie.
  5. Jacek Wilk – przykro mi, znowu nic nie zapamiętałem. Sorki panie Jacku, że to akurat na pana trafiło.
  6. Magdalena Ogórek

  7. Andrzej Duda – wyższa kwota wolna od podatku, tak tak, wszyscy to mówili. Zła służba zdrowia, to każdy wie.
  8. Marian Kowalski – Wy, swoich, pańscy kumple, hańba, mafia, argumentum ad personam everywhere. Polska dla Polaków, Ziemia dla ziemniaków. Nie będzie ZUSu i koniec. I koniec!
  9. Grzegorz Braun – system jest zły, trzeba go obalić. Jak w „V for Vendetta”. Braun brzmi jak klecha, średnio mnie to przekonuje.
  10. Janusz Korwin-Mikke – likwidacja podatku dochodowego likwiduje bezrobocie, wow to takie proste, naprawia wszystko! A poza tym UE zniszczy wszystko, bo taki jej cel.

III tura: Wizja państwa

  1. Magdalena Ogórek

  2. Grzegorz Braun – zwróćmy się do Boga, jak będzie łaskawy to dobrze. No, tak to się polityki nie robi, panie Braun. Było iść do Kościoła, a nie do rządu się pchać.
  3. Janusz Korwin-Mikke – o kurdebele! Jeśli JOWy się sprawdzą i UKIP dostanie co najmniej 20 mandatów, Korwin wycofuje się i popiera Kukiza! Chyba boi się kolejnej przegranej. Ale w sumie w sprytny sposób uniknął pytania.
  4. Marian Kowalski – obniżyć próg wyborczy, nie finansować partii z podatków, ciekawe. Potem jednak rzuca, że polska stanie się lokalnym liderem po rozpadzie UE i znowu przestaję go traktować poważnie.
  5. Paweł Kukiz – coś do Korwina, JOW, obrażanie innych partii, JOW, JKM, JOW. Standard.
  6. Andrzej Duda – Boże drogi, oni cały czas gadają to samo, niezależnie od pytania. Może niedosłyszą? Duda jest tak bardzo nijaki, że ma realną szansę wygrać.
  7. Janusz Palikot – używa słowa „konserwa” już chyba po raz piąty, rozwiązanie konkordatu, liczba posłów zależna od frekwencji, całkiem ciekawe. Potem jednak ripostuje JKM niczym gimbus „Chyba pan zwariował” i znowu traci moje zainteresowanie.
  8. Adam Jarubas – nic nowego ani ciekawego, przykro mi.
  9. Jacek Wilk – Konstytucja do dupy, sam bym o wiele lepszą napisał.
  10. Paweł Tanajno – politycy kłamią (a ty niby kim jesteś), znowu zwraca się do ludzi myśląc, że dzięki temu dostanie poparcie.



Potem zawodnicy podsumowali swoje wystąpienia, a ja próbuję przywrócić swój mózg do stanu używalności. Cała ta debata nie miała sensu, nikt z nikim nie dyskutował, wszyscy mieli wyznaczony czas na wypowiedź. Na domiar złego na koniec pan dziennikarz rzucił, że „tę wypowiedzią kończymy debatę”. No kurwa, WYPOWIEDZIĄ?! Mam dosyć, nigdy więcej telewizji ani polityki. Do widzenia, chociaż po tym nie będzie to wczesne spotkanie.

niedziela, 3 maja 2015

Kibole, świadkowie Jehowy i walka stulecia.

 Dzień dobry! Majówka się skończyła, wszystkie kiełbasy z grilla zjedzone, wszystkie puszki piwa wypite. Mastalerek wychodzi ze studia TVP, a ja wychodzę z siebie próbując schudnąć i tyję jeszcze bardziej (pieprzona karkówka z grilla! Taka smaczna...).

W Knurowie policjanci zabijają pseudokibica. Nagle ci wszyscy, którzy wcześniej krzyczeli „Kibole to zło! Więcej ochrony! Niech do nich strzelają!”, teraz mówią „Mordercy!”. I nie może dojść do ich ograniczonych umysłów, że nikt nikogo zabić nie planował. Kibole wtargnęli na stadion, to trzeba było ich jakoś zatrzymać. A że los okazał się niefortunny dla jednego z panów... A potem się dziwić, że ludzie boją się chodzić na mecze. Nie, nie dlatego, że obawiają się policji. Normalni ludzie nie mają powodów, by się jej bać. Lękają się właśnie takich kiboli, bo a nuż któryś sobie rzuci krzesłem w przypadkowego kibica.

Zawsze śmiałem się z żartów o świadkach Jehowy, bo nigdy mnie nie to nie dotyczyło. A tu nagle zonk! W ostatnim czasie odwiedzają moje mieszkanie z częstotliwością około jeden raz/dwa dni. Mało tego, jeszcze zawsze mi muszą coś wcisnąć. Gdybym chciał wierzyć w Jehowę, to bym wierzył. Raczej żadne pisemko tego nie zmieni. Następnym razem muszę udawać satanistę. Albo żyda. Nic tak nie odstrasza ludzi, jak judaizm.


Walka między Floyd'em Mayweather Jr a Manny'm Pacquiao. Która to już „walka stulecia” w tym wieku? Nikt tego nie zliczy. Nie oglądałem na żywo, bo jeszcze mnie tak nie popieprzyło, żeby siedzieć do trzeciej w nocy. Murzynek obił Filipińczyka i obaj zgarnęli kupę hajsu, gawiedź się cieszy, a telewizja ma memy do pokazania. Wszyscy zadowoleni. Tylko nie ja, bo nie obchodzi mnie to kompletnie. Chociaż ja też powinienem być zadowolony, bo zrobiłem dzisiaj 36 kilometrów rowerem i większość spotkanych po drodze kolarzy uśmiechało się do mnie. Jacy radośni ludzie, jak miło. Do widzonka!

piątek, 1 maja 2015

Majówka, wybory prezydenckie i blogowe sprawy.

 Dzień dobry! Zaczęła się majówka, co oznacza, że zostaniemy zbombardowani szokującymi statystykami odnośnie pijanych kierowców. Jak co roku. I jak co roku uśmiechniemy się jedynie pod nosem i wrócimy pilnować grilla. No bo jak to, Święto Pracy albo Konstytucji 3 Maja bez spieczonych na węgiel kiełbasek wyglądających niekiedy jak penis Shaquille'a O'Neal po przejściach i puszki taniego piwa w ręku. Wujek Janusz disapproves. Jego sumiasty wąs i brzuch również.

A po majówce matury. Powodzenia, maturzyści! Wiedzcie tylko, że czerwone bokserki nie pomagają w napisaniu egzaminu a tym bardziej w wyglądaniu dobrze w garniturze.

Ale kogo obchodzą licealiści, kiedy już 10 maja miliony Polaków ruszą do urn, żeby wybrać swojego nic nieznaczącego reprezentanta. Jak zwykle naród podzieli się na porządnych obywateli i „tamtych”, kimkolwiek oni nie są. Kandydaci w tym roku w sumie wyjątkowo ciekawi, bo oprócz kilku nikomu nieznanych ludzi mamy m.in. Dudę, który ma większe szanse na wygraną niż miał Jarek w poprzednich wyborach; Kukiza, który w końcu przeszedł od słów (piosenek) do czynów; Ogórek, która stała się memem w internetach i brzmi jak syntetyzator mowy. A no tak, jeszcze Korwin-Mikke! W niemal wszystkich sondażach przeprowadzanych w gimnazjach ten pan wygrywa. Szkoda, że jego główni odbiorcy jeszcze nie mogą głosować, bo Krul rządziłby twardą ręką od wielu lat.

Napisałem trzy notki ostatnio i zgarnąłem ponad 100 wejść. Co prawda połowa jest z USA i nic nie znaczy, ale to i tak niezły wynik. Muszę ogarnąć ten blog, żeby jakoś wyglądał. Jeśli ktoś to czyta i chce mi zrobić logo czy coś to proszę bardzo, nie będę narzekał. To tyle, do widzenia!


środa, 29 kwietnia 2015

Gang Albanii, Joker i CS.

 Dzień dobry! Nie pisałem tyle chyba od czasów gimnazjum, czyli biorąc pod uwagę moją mentalność od jakiegoś tygodnia. No ale jak tu nie pisać, kiedy tyle się dzieje.

Polski internet dławi się nowymi klipami Gangu Albanii, czyli superzajebistego Popka aka „Pociąłem sobie mordę jak emo”, Rozbójnika Alibaby (pamięta ktoś szklankę wody?) i Borixona, który karierę rapera powinien zakończyć przynajmniej w 2004 roku. Teraz wszyscy gimnazjaliści mogą na pytanie wychowawczyni, gdzie chcą jechać w tym roku na wycieczkę, odpowiedzieć: „Do Albanii XDD”, zyskać poklask klasy, po czym wrócić do swojego nic nieznaczącego żywota. Utwory „Albańczyków” traktują oczywiście o chlaniu, ćpaniu i dupach, czyli o wszystkim, czego przeciętny Sebastian w życiu nie ma, a chciałby mieć. I jak Popka nawet szanuję za niektóre utwory i odwalanie dziwnych numerów, bo go prostu stać, tak o samym zespole wolę się nie wypowiadać, bo staram się używać mało bluzgów na tym blogu.

Jokera w „Suicide Squad” zagra jednak Marilyn Manson. Innymi kandydatami do tej roli byli również Ninja z Die Antwoord i uwaga... Jared Leto! Nowy klaun wygląda dziwnie, ale całkiem ciekawie. Ostatni komiks z Batmanem, który czytałem, to „Death of the family”, więc nie mam pojęcia, jak go teraz przedstawiają. Może tak właśnie wygląda, ja tam nie narzekam. Na Ledgera też wszyscy narzekali i wiemy, jak się to skończyło.

Zacząłem grać w ten słynny Counter Strike: Global Offensive. Mój poziom waha się od całkiem niezłego (gdy mam fart) do ultra słabego (500 ping robi swoje). Jedno jednak irytuje mnie jak komar buczący nad głową w letnią noc. Gdy wchodzę do gry i słyszę jedno wypowiedziane piskliwym, sepleniącym głosem zdanie: „Kto z polski?!”. Jeśli nikt nie odpowie, to jeszcze spoko. Wiesz, że masz naprawdę przesrane, gdy usłyszysz odpowiedzi jak w kościelnym chórze ministrantów „JA! Cześć!” czy coś w tym rodzaju. Dzieci są zmorą tej gry. Zwłaszcza polskie, które krzyczą w ojczystym języku nawet, jeśli reszta drużyny jest ewidentnie obcokrajowcami i klną gorzej niż ja, gdy idą w nocy do kibla wpadnę na rower stacjonarny, który postawiłem jak ostatni debil koło drzwi i nie chce mi się go przestawiać. A najgorsze z tego wszystkiego, że te dzieci jadą mnie w tę grę jak psa. No ale nic, nie ma że boli, trzeba grać. Gdzieś w internetach wyczytałem, że około 10 000 przegranych godzin wyskilluje cię tak, że możesz startować w światowych turniejach i trzepać gruby hajs. Spodziewajcie się mnie za parę lat na IEM czy czymś.

Chciałem napisać coś na koniec, ale nie ma pomysłu. Do widzenia!


wtorek, 28 kwietnia 2015

Marsz Anonymous 2015

 O kurczaki, ale się działo! Aż żałuję, że mnie tam nigdzie nie było. Na samą myśl o tym, że w niedzielę internet pokazał swoją potęgę na ulicach czuję dziwne uczucie w okolicach brzucha. To ból. Ze śmiechu. Rewolucja na miarę XXI wieku, nawet nie ma sensu więcej pisać. Łapcie jakąś przypadkową relację

sobota, 25 kwietnia 2015

O wszystkim

 25 kwietnia 2015, piętnaście dni od piątej rocznicy Smoleńska, dwadzieścia trzy od dziesiątej rocznicy śmierci papieża polaka naszego rodaka, sto dziewięćdziesiąt trzy dni od ostatniej notki na blogu. Idealna pora na nowy wpis, można by rzec. I to już drugi! Słońce smaga mi twarz niczym starszy pan zapraszający dzieci do piwnicy, bo mam tanie żaluzje, a ja tak siedzę i myślę, o czym tu napisać. Doszedłem do wniosku, że muszę o wszystkim (czyt. o niczym).

Próbuję schudnąć od paru ładnych miesięcy, w tym tygodniu zakupiłem sobie rowerek stacjonarny, bo bieganie jest zbyt męczące i trzeba wychodzić na dwór. Zapuszczam sobie film na DVD albo jakiś serial zdobyty z nielegalnego źródła i heja! Kilogramy lecą jak Falco peregrinus za ofiarą. Co prawda chyba powinienem też przestać tyle jeść, bo efektów na razie nie widać, ale wszystko trzeba małymi kroczkami. Jeszcze zasłabnę na ulicy i co wtedy?

Założyłem sobie konto na deviantarcie i wrzucam tam foteczki robione cyfrówką. Mogę się teraz czuć jak artysta. Pewnie znudzi mi się po tygodniu jak wszystko, póki co jednak się jaram.

Zmarł Władysław Bartoszewski, polski polityk, dziennikarz, pisarz, działacz społeczny i historyk (cyt. Wikipedia). Według polskiego katolickiego prawa moralnego nie będzie można śmiać się już z „Przygód profesora w Ałszwic”. W sumie dobrze, i tak ich nigdy nie rozumiałem. Trochę to smutne, że znam człowieka tylko z jakichś głupawych komiksów, no ale ja jestem ogólnie ograniczony.

Dzisiaj rozpoczyna się Tydzień Wolności Korei Północnej. Komentować tego chyba nie muszę. Obchodzimy również Dzień Sekretarki. Wszystkie panie, które zdobyły robotę pod biurkiem szefa mogą sobie dziś z uśmiechem na ustach powiedzieć „Warto było!”. Siedemdziesiąte piąte urodziny obchodzi Al Pacino. Bliżej mu już do trumny niż dalej. Czekam na tę ostatnią rolę, która mogłaby przejść do legendy, bo od „Adwokata diabła” już trochę minęło.

Tymczasem papież Franciszek pokazuje swoją tolerancję i nowoczesność informując Laurenta Stefaniniego (geja – to ważne!), że nie chce go jako ambasadora. Ponarzekał też sobie na to, że małżeństwa homoseksualne we Francji są legalne. A myślałem, że coś się zmienia na lepsze. Jednak wygląda na to, że ta religia nigdy nie będzie normalna.


To by chyba było wszystko, następna notka pewnie znowu za pół roku. Do zobaczyska.