Dzień dobry. O serii Dark Souls
zostało napisane wiele, przez ludzi bardziej kompetentnych ode mnie.
Do gier tych można łatwo się zrazić, dużo trudniej pokochać.
Jednak zapewniam, że warto. Dlaczego?
- Klimat. Dark Souls jest mroczne, ciężkie i łatwo się w nim pogubić. Klimatem brutalnego fantasy można by obdzielić 10 innych tego typu produkcji i dalej byłoby genialnie. Nie grywam w tego typu rzeczy, ale w produkcji From Software zatopiłem się na amen.
- Widoki. Wiem, że głupio może pisać w taki sposób o grze video, ale lokacje naprawdę zapierają dech w piersiach. Mroczne Katakumby czy wciąż pełne dawnej chwały Anor Londo pomimo średniej grafiki wywołują zachwyt w każdym. A o Ash Lake to już nawet nie wspominam.
- Muzyka. Tu nie ma co pisać, tego trzeba po prostu posłuchać.
- Fabuła. Wielu narzeka, że w Dark Souls fabułę trzeba samemu odnaleźć, dopowiadać sobie różne fragmenty, analizować opisy przedmiotów i wypowiedzi NPC. I to jest właśnie piękne. W dzisiejszych czasach, gdy wszystko mamy podane na tacy, a fabułę większości gier mógłby wymyślić średnio rozgarnięty gimnazjalista, Dark Souls wyróżnia się. Ile ja przesiedziałem, czytając w necie różne teorie fanowskie, to nawet nie zliczę. Nie żałuję ani minuty.
- Trudność. Tak, musiało do tego dojść. Dark Souls jest trudne. Rzekłbym nawet, że zajebiście trudne. Jednak nie jest to trudność typu „wróg ma 10 razy więcej życia i ataku od ciebie”. A nie, czekaj. W sumie to jest. Ale tylko przy bossach. Ale właśnie trudność sprawia największą satysfakcję. Gdy za którymś razem w końcu pokonasz uciążliwego przeciwnika, bo nauczysz się w końcu jego ataków, uczucie można porównać z pozbyciem się moczu po kilku piwach. Doznanie niemal nieziemskie.
I to tyle. Więcej nie ma sensu pisać,
bo tej gry i tak trzeba spróbować. I nie zrażajcie się, gdy po
raz kolejny zginiecie w TEJ PIEPRZONEJ KAPLICZCE AMANY. Praise the
sun!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz