czwartek, 16 lipca 2015

Dlaczego kocham Dark Souls

 Dzień dobry. O serii Dark Souls zostało napisane wiele, przez ludzi bardziej kompetentnych ode mnie. Do gier tych można łatwo się zrazić, dużo trudniej pokochać. Jednak zapewniam, że warto. Dlaczego?

  1. Klimat. Dark Souls jest mroczne, ciężkie i łatwo się w nim pogubić. Klimatem brutalnego fantasy można by obdzielić 10 innych tego typu produkcji i dalej byłoby genialnie. Nie grywam w tego typu rzeczy, ale w produkcji From Software zatopiłem się na amen.
  2. Widoki. Wiem, że głupio może pisać w taki sposób o grze video, ale lokacje naprawdę zapierają dech w piersiach. Mroczne Katakumby czy wciąż pełne dawnej chwały Anor Londo pomimo średniej grafiki wywołują zachwyt w każdym. A o Ash Lake to już nawet nie wspominam.
  3. Muzyka. Tu nie ma co pisać, tego trzeba po prostu posłuchać.
  4. Fabuła. Wielu narzeka, że w Dark Souls fabułę trzeba samemu odnaleźć, dopowiadać sobie różne fragmenty, analizować opisy przedmiotów i wypowiedzi NPC. I to jest właśnie piękne. W dzisiejszych czasach, gdy wszystko mamy podane na tacy, a fabułę większości gier mógłby wymyślić średnio rozgarnięty gimnazjalista, Dark Souls wyróżnia się. Ile ja przesiedziałem, czytając w necie różne teorie fanowskie, to nawet nie zliczę. Nie żałuję ani minuty.
  5. Trudność. Tak, musiało do tego dojść. Dark Souls jest trudne. Rzekłbym nawet, że zajebiście trudne. Jednak nie jest to trudność typu „wróg ma 10 razy więcej życia i ataku od ciebie”. A nie, czekaj. W sumie to jest. Ale tylko przy bossach. Ale właśnie trudność sprawia największą satysfakcję. Gdy za którymś razem w końcu pokonasz uciążliwego przeciwnika, bo nauczysz się w końcu jego ataków, uczucie można porównać z pozbyciem się moczu po kilku piwach. Doznanie niemal nieziemskie.


I to tyle. Więcej nie ma sensu pisać, bo tej gry i tak trzeba spróbować. I nie zrażajcie się, gdy po raz kolejny zginiecie w TEJ PIEPRZONEJ KAPLICZCE AMANY. Praise the sun!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz