poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Minirecenzje #1

 Dzień dobry. Na dworze wciąż tak gorąco, że nie da się wyjść nawet na chwilę z domu. Mi tam bez różnicy, ja i tak nie wychodzę. Jako że nie mam o czym pisać, postanowiłem wrzucić w jednej notce trzy minirecenzje. Co prawda zazwyczaj wrzucam je na Facebooka  bądź Twittera, ale co tam.

Droga – Cormac McCarthy. Czyli powieść, po którą bym zapewne nie sięgnął, gdyby nie Reading Challenge (nagroda Pulitzera). I raczej bym żałował. Bowiem od początku czujemy, że nie mamy tu do czynienia z kolejnym przeciętnym czytadłem. Język powieści jest oszczędny, brak w nim zarysowanych dialogów i jest bardzo opisowy. Od samego początku zdajemy sobie sprawę, że wędrówka głównych bohaterów jest bezcelowa (bo dokąd można pójść, gdy nic już nie ma?), ale w sytuacjach zagrożenia i tak czujemy napięcie. Powieść nie wyjaśnia nam, co się właściwie stało, przez co jej świat jest nam jeszcze bardziej obcy (co ciekawie kontrastuje z Chłopcem, dla którego nasz świat jest niczym więcej jak opowieścią, być może nieprawdziwą). Gdybym miał się czegoś czepiać, byłyby to zbędne jak dla mnie opisy. Gdy po raz kolejny czytałem o tym, jak Ojciec znajduje coraz to inne przedmioty w opuszczonych domach i zastanawia się, czy mogą się przydać, po czym wraca do syna, czułem znużenie i tylko pobieżnie przeglądałem te fragmenty. Mimo wszystko naprawdę warto sięgnąć po tę książkę.


Nieco mniej zadowolony jestem, jeśli chodzi o Życie Adeli. Francuski film w reżyserii Abdellatifa Kechiche zdobył Złotą Palmę w Cannes za najlepszy film 2013 roku. Do tej pory laureaci tegoż festiwalu rzadko kiedy mnie zawodzili. Życie Adeli miało potencjał być naprawdę dobrym filmem o poznawaniu samego siebie, odkrywaniu swojej seksualności i pierwszych miłościach z tym związanych. Jednak momentami czułem się, jakbym oglądał film porno z nieco lepszą niż zwykle fabułą. Sceny seksu są zbyt częste i zdecydowanie za długie. Wydaje się, że nie służą niczemu innemu niż ukazaniu seksualnych fantazji reżysera (był zresztą jakiś konflikt między nim a aktorkami, właśnie przez te sceny). I nie jestem tu jakimś pruderyjnym moherem, gdyby tak było, nie oglądałbym filmu o lesbijkach. Ale nawet jeśli nie zwrócimy na to uwagi, okaże się, że główna bohaterka jest zwyczajną niedojrzałą nastolatką, nie wie czego chce, zdradza każdego jak leci, a do swojej pierwszej kochanki zamiast miłości czuje chyba zwykłe pożądanie. Nagroda kompletnie niezasłużona.



Ostatnia będzie recenzja Łososia w kawałkach w sosie własnym firmy Graal (tak, naprawdę nie mam o czym pisać). Nie przepadam za łososiem, bo prawie zawsze strasznie smakuje metalem, nie inaczej jest w tym przypadku. Metaliczny posmak nie jest jednak tak mocny, by bardzo przeszkadzać. Dodatkowym plusem jest niewielka ilość kalorii, więc jak ktoś się odchudza jak ja, to może wcinać. Jednak jest trochę za drogi jak za tę jakość, więc generalnie nie polecam.




Na dniach pewnie następne recenzje. A na koniec może zrecenzuję ten wpis: średniej jakości, autor stara się uchodzić za inteligenta, znającego się na tym, co robi, ale mu nie wychodzi. Ostatnia recenzja, która miała być zapewne żartem, bawić może jedynie ludzi z IQ na poziomie karalucha. Nie warto czytać. Do widzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz