środa, 20 maja 2015

Nuda

 Dzień dobry! Jak tak człowiek siedzi w domu kilka dni, bo każdy kontakt ze światem zewnętrznym kończy się opróżnieniem żołądka i jelit, to w końcu zaczyna się nudzić. I to nie tak po prostu nudzić, ale NUDZIĆ. Nuda wżera się w umysł niczym kwas fluorowodorowy w wannę Jessego Pinkmana.

Mniej więcej tak wyglądam, gdy dodaję tę notkę.
Tyle że ja nie noszę okularów.


Cóż to za problem? - zapytacie – przecież jest tyle sposobów na zabicie nudy. No właśnie. Weźmy kilka podstawowych rad:

  1. Czytanie książek – czyli sztuka, która podobno powoli zanika w dzisiejszych czasach. Lubię czytać, bo nie jestem kretynem, ale też nie jaram się tym faktem, jakbym właśnie uratował dziecko z pożaru. To tak słowem wstępu. Zabrałem się aktualnie za debiut mojego całkowicie ulubionego pisarza. Jednak czytanie raz po raz o tym, jak to Carrie dostała okresu czy o jakichś religijnych pierdołach wcale nie pomaga mi w problemach z żołądkiem, wprost przeciwnie. Weź inną lekturę, można by rzec. Niestety jestem człowiekiem, który jak coś zaczyna, to musi skończyć. Tak więc jestem skazany na panią White przez najbliższy czas. Tak więc czytanie odpada.
  2. Oglądanie filmów – genialny pomysł, niestety ostatnio w ogóle nie mogę się za żaden zabrać. Mniejszą stratą czasu wydaje mi się trzygodzinne przeglądanie internetu niż obejrzenie Ojca Chrzestnego. Jestem idiotą, wiem o tym. To może serial? Super, GoT obejrzałem, Gotham ssie tak bardzo, że przestałem oglądać po 15 odcinku, Doctor Who i Hannibal dopiero będą. A za nowy serial boję się zabrać, bo obawiam się utraty kolejnych niezliczonych godzin.
  3. Sport – no tak! Przecież próbuję schudnąć, tak więc sport będzie jak znalazł. Niestety, jakbym wziął się teraz za bieganie czy jazdę na rowerze, to musiałbym ze sobą chyba wziąć rolkę papieru toaletowego. I wiadro. I sznur, żeby się przy okazji powiesić. Poza tym nawet jak jestem zdrowy, to nie param się sportem, bo się męczę i mięśnie mnie bolą. A potem się dziwię, że cały czas tyję.

Co mi pozostaje? Chyba tylko pisanie notek na bloga o tym, jak żałosnym człowiekiem jestem. I słuchanie jazzu. On mnie nigdy nie zawodzi. I przy okazji można sprawdzić ostatnią płytę Mansona. Do widzenia!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz