poniedziałek, 7 marca 2016

Paweł i poszukiwacze zaginionego buta

     Dzień dobry. Nie mam kompletnie o czym pisać, więc opisze fascynującą przygodę, jaka mnie ostatnio spotkała.

     Postanowiłem kupić buty. Nie, wbrew pozorom nie jest to łatwe zadanie. Z butami mam taki problem, że jeżeli dacie mi do wyboru 100 par, to 99 nie będzie mi się podobać, a do tej jednej nie będzie odpowiedniego rozmiaru. Tak więc wkroczyłem dziarskim krokiem do świątyni konsumpcji, potocznie zwanej tez centrum handlowym, a tam - szok. Czy to nadal Polska? Mnóstwo ludzi, większość w parach, niemal wszyscy SZCZĘŚLIWI! Moja wewnętrzna żaba już szykowała sznur. - Spokojnie, Pepe. Pamiętaj, po co tu jesteśmy - uspokoiłem ją. Przytłoczony olbrzymią ilością przeróżnych sklepów podjąłem jedyną słuszną i męską decyzję - poszedłem do kibla. Po oddaniu moczu wszedłem do obuwniczego. Mnóstwo butów, wszystkie paskudne. Trzeba ruszać dalej. Następny sklep, podobna sytuacja. Chociaż tutaj zaobserwowałem ciekawą sytuację: jakiś dzieciak pyta się matki, czy kupi mu te buty, a ona odpowiada mu po włosku. Czy to prawdziwe życie? Po zwiedzeniu niezliczonych ilości sklepów (tak naprawdę to trzeci sklep był tym ostatnim, ale chciałem, by było bardziej dramatycznie) wszedłem do tego właściwego. Na wystawie moje oczy się z nim zetknęły. Przepiękny, moje serce zabiło mocniej, czułem, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Koncepcja duszy Platona wydawała się urzeczywistniać w tym bucie. Namiętności dodawał także fakt, że był na promocji. - Jesteście moje - pomyślałem od razu. Był tylko jeden problem: na wystawie stał tylko prawy but. Nic to, wystarczy powiedzieć ekspedientce. - Ależ oczywiście, proszę pana, już idę poszukać - odpowiedziała z uśmiechem, pod którym skrywała się nienawiść do życia i rasy ludzkiej. No to sobie elegancko czekam na bucika, przeglądam internet i gdzieś tak po pięciu minutach kolejna pani zapytuje: - A pan na co czeka? Grzecznie odpowiadam, że na buty. Na co pani pyta się swoich koleżanek, czy ktoś tych butów w ogóle szuka. Okazało się, że nie. No nic, kolejna wyrusza na poszukiwania. Mijają kolejne minuty, podchodzi jeszcze jedna kobieta, informując mnie, że tamta też nie poszła nigdzie, i że dopiero teraz ona pójdzie poszukać. Z wymalowanym na twarzy gigantycznym XD mam ochotę opuścić sklep. Ale po chwili widzę, jak je niesie, niczym trofeum za tak długie oczekiwanie. Staję w kolejce, chcąc zapłacić. Pani ze zdziwieniem pyta mnie, czemu nie przymierzam. - Naiwna istoto, czyż prosiłbym od drugiego buta, gdybym nie przymierzył? - przemyka mi przez myśl, lecz z ust wychodzi tylko - Nie, już przymierzałem. Pani jednak upiera się, że powinienem przymierzyć. Przy trzeciej próbie ustępuje. - Jak pan uważa - odparła tylko. Misja zakończona. Była trudna i niebezpieczna, ale udało się. Zadanie to tak bardzo mnie wyczerpało, że od razu po powrocie do domu rzuciłem się na łóżko. A była 20. Nigdy więcej zakupów w prawdziwym świecie. Wszystko będę zamawiał przez internet. Do czasu, aż nie dostanę kilo ziemniaków zamiast nowej konsoli. Do widzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz